19 mar 2010

Dzień 3.

Niedziela jako dzień odpoczynku obowiązywała wszystkich – oprócz nas. Niezwykle zdyscyplinowana grupa projektowa nastawiła się na pobudkę w godzinach porannych, tak, żeby już o 9 zacząć aktywnie uczestniczyć w życiu miasta. Naturalnie atmosfera niedzielnego poranka udzieliła się wielu z nas i stąd w wielkim pośpiechu około godziny 10: 30 w końcu opuściliśmy hostel.



Przed wejściem należało odpowiedzieć na istotne pytanie – co zwiedzać? Sztokholm jest bowiem miastem, w którym co najmniej miesiąc pobytu można poświęcić jedynie muzeom – my mieliśmy jeden dzień.






Nastąpiło więc przegrupowanie – część z nas, szczególnie mających aspiracje polityczne, udała się na wycieczkę do Riksdagu – szwedzkiego parlamentu. Inni natomiast rozpoczęli spacer po wyspie muzeów – Skeppsholmen. Ta tematyczna wysepka jest prawie całkowicie poświęcona sztuce. Znajduje się na niej Muzeum Orientalistyczne oraz Moderna Museet. Tylko mostek dzieli wyspę od kolejnego centralnego punktu dla każdego konesera sztuki – National museet. Oprócz tego, tuż nad brzegiem jeziora, z pięknym widokiem na sąsiednie wybrzeże, ma swoją siedzibę sztokholmska ASP, czyli Kungliga Konsthogskolan- trudno wyobrazić sobie lepsze warunki do studiowania, szczególnie przedmiotów związanych ze sztuką.



W warunkach takiego zagęszczenia godnych uwagi miejsc należało ustalić priorytety-najlepiej zatem zacząć od końca historii – czyli od Moderna Museet. Już sam budynek muzeum zachęca do odwiedzin – charakterystyczny skandynawski minimalizm łączy się z ciepłą atmosferą wnętrza, co sprawia, że zwiedzający chcą po prostu przebywać w pomieszczeniach muzeum. Sądząc po liczbie zwiedzających – strategia działa. W muzeum zwiedzających było mnóstwo, w tym wiele młodych par z małymi dziećmi, które z zainteresowaniem oglądały obrazy i rzeźby. Szwedzi uwrażliwiają na sztukę już od najmłodszych lat.


Zarówno w Moderna museet jak i w pozostałych miejscach, które odwiedziliśmy tego dnia rzucały się w oczy spore grupy dzieci, często z rodzicami, które biegały po muzeum, lub miały zajęcia w specjalnie przygotowanych do tego celu salach.

A w Moderna museet jest wiele do podziwiania – nie tylko dla dzieci. Ogromne zbiory stanowią przekrój najważniejszych tendencji w sztuce XX wieku – zarówno Europy kontynentalnej jak i Skandynawii. Zbiory zawierają między innymi jedne z najbardziej znanych prac takich artystów jak: Pablo Picasso, Salvador Dalí, Henri Matisse, Robert Rauschenberg, Oskar Kokoschka, Georges Braque, Marcel Duchamp, Edward Munch, czy Vassily Kandinsky. Wśród szwedzkich artystów ważne miejsce zajmują prace Sigrid Hjertén och Siri Derkert.



Po stanowczo za krótkiej wizycie w muzeum sztuki nowoczesnej, już całą grupą udaliśmy się spacerem do kolejnej sztokholmiskiej atrakcji – Vasa museet. Niezwykłe zbiory tego muzeum ograniczają się do jednego – ale jakże spektaktularnego – zabytku. Zabytkiem tym jest ogromny wachtowiec z początku XVII wieku.



W roku 1620 Szwecja prowadziła wojnę z Polską. Dlatego w 1625 szwedzki król Gustaw II Adolf zlecił budowę nowych statków. Jeden z nich otrzymał nazwę Vasa. 10 sierpnia 1628 statek wypłynął w swój dziewiczy rejs. Zaplanowano go na niedzielę – tak, żeby jak najwięcej mieszkańców mogło się zgromadzić na nabrzeżu podziwiając majestat nowej floty, a tym samym podziwiać potęgę państwa. Wśród zgromadzonych znalazło się wielu dostojników z zagranicy – statek miał być narzędziem propagandowym służącym zaznaczeniu wybitnej pozycji Szwecji wśród państw europejskich.

Jednak również dziś możemy podziwiać ten zabytek sztuki wojennej w niemal nienaruszonym stanie. Nie oznacza to jednak, iż katolickim wrogom – Polakom – nie udało się nawet zadrasnąć gigantycznego wachtowca. Co się więc stało? Po prostu-statek wypływając z portu przy salwach armatnich, oklasakch wszystkich mieszkańców Sztokholmu oraz przy błogosławieństwie króla….zatonął. Tuż przy brzegu. Wąska konstrukcja statku sprawiała bowiem, że miał on być niezwykle szybki, ale sprzez to miał również wadę techniczną – był niestabilny. O szybkości nikt nie zdążył się przekonać, niestabilność za to okazała się mieć wyjątkowo spektakularne konsekwencje. Statek tuż przy brzegu przechylił się na tyle, że nabrał ogromne ilości wody i majestatycznie zaczął opadać na dno. A wraz z nim marzenia króla o podboju sąsiadów. Paradoksalnie – dziś statek ten jest wielką chlubą. Prawdopodobnie jest to jedyny na świecie egzemplarz konstrukcji z XVII wielku, która w 90% jest autentyczna. Muł na dnie nabrzeża okazał się wspaniałym materiałem konserwującym i dzięki niemu wydobyto nie tylko kadłub statku, ale również przedmioty codziennego użytku oraz kości zmarłych. To pozwoliło z nizwykłą dokładnością odtworzyć warunki życia ludzi z tamtej epoki, co wspaniale oddaje ekspozycja w muzeum.

Mimo, że muzeum Wazy jest kolejnym miejscem w którym warto spędzić co najmniej kilka godzin, wkrótce trzeba było realizować kolejne punkty programu. Na szczęście nasz następny cel znajdował się nieopodal, a dokładnie – na przeciwko. Parę minut później weszliśmy więc do Nordiska museet. Również tamtejsze zbiory były fascynujące, szczególnie dla nas – skandynawistów. Pierwszą ekspozycją na którą się natknęliśmy była wystawa…pralek. Okazało się, że za pomocą pokazania ewolucji tych urządzeń można przedstawić również ewolucję społeczeństwa szwedzkiego, anegdotki związane z ludzkimi zwyczajami i zmieniającymi się przyzwyczajeniami. Warto wspomnieć, że dla Szwedów pralka nie ma jedynie prostej funkcji użytkowej – jest to również element integrujący całą społeczność, a pralnia miejscem spotkań sąsiadów i znajomych. Może wydawać się to dziwne, ale nie wówczas, gdy uświadomimy sobie, że charakterystyczną cechą szwedzkiego mieszkania jest…brak pralki. Urządzenia te znajdują się w specjalnie wydzielonej na ten cel części piwnicy, w której urządza się pralnię. I to tam, połączeni duchem wspólnoty, spotykają się Szwedzi by rozmawiać, spotykać się, wywieszać ogłoszenia, a przy okazji – prać.

Inne wystawy były nie mniej ciekawe oraz – co charakterystyczne dla skandynawskich muzeów – interaktywne. Analizowaliśmy przemianę obowiązujących strojów w zależności od panującej ideologii w ramach wystawy Modemakt – 300 år av kläder, obserwowaliśmy wspólny projekt gminy imigranckiej zrealizowany we współpracy z muzeum – Livstycket på Nordiska museet, którego efektem były niesamowite tkaniny będące połączeniem skandynawksiego minimalizmu oraz wschodniego upodobania do ornamentu.

Wszystkie przedmioty można było dotnkąć, poczuć, obcować z nimi. Równie interesującą ekspozycją z punktu widzenia osób zainteresowanych Szwecją była ekspozycja dotycząca szwedzkich świąt narodowych a także szwedzkich zabawek.

Na dziś zostanie nam już tylko spotkanie organizacyjne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz